Przyznam się po cichu, że zaczaję się niekiedy nieśmiało w pobliżu gdańskiej elektrociepłowni z nadzieją zobaczenia któregoś z gniazdujących tam sokołów. Czasem do dyspozycji mam tylko własne oczy, a czasami moją niedoskonałą lornetkę. Moje obserwacje (nazwać je sokoleniem byłoby raczej nadużyciem) nagradzane są niekiedy spostrzeżeniem sylwetki sokoła lub dwóch
Taką właśnie wielką przyjemność miałam w ostatnią sobotę, kiedy to zobaczyłam krótki przelot wędrownego wokół najwyższego komina (tam, gdzie jest platforma lęgowa), jego krótką przysiadkę na sąsiednim, "parowym" kominie i zakończenie lotu z dłuższym odpoczynkiem na najwyższej galerii dużego komina. Widziałam również dwa sokoły kołujące nisko nad zabudowaniami zakładu. Idąc za ciosem wczoraj również wybrałam się w pobliże kominów, ale nie miałam już szczęścia zobaczyć sokołów, choć pogoda była piękna, a widoczność rewelacyjna. Moje obserwacje nie były długie: kręciłam się po okolicy po ok. 1,5 godziny jednego i drugiego dnia, przy czym były to postoje w różnych miejscach od strony zachodniej, południowej i wschodniej. Poprzednim razem widziałam sokoła 2 tygodnie temu. Zrobił dwa kółka wokół komina i usiadł na jego metalowej konstrukcji, przypominającej krzyż, od strony południowo-zachodniej, pewnie dlatego, by się wygrzać w słońcu. Mimo, iż nie posiadam sprzętu rejestrującego obraz, którego użycie w okolicy zakładu jest wyraźnie zabronione (tablice informacyjne), i tak staram się obserwować sokoły na budowlach elektrociepłowni w sposób najdyskretniejszy, jak się da, aby nikomu nie podpaść i nie wzbudzać zainteresowania osób postronnych. Obserwacje łączę zwykle ze spacerami po okolicy, do której mam duży sentyment. Niby jest to teren przemysłowy, ale niezbyt intensywnie uczęszczany w dni wolne czy w powszednie w godzinach popołudniowych. Można sobie zrobić takie kółko idąc wzdłuż potoku Strzyża, który wpada do Martwej Wisły, potem nabrzeżem Martwej i z powrotem do głównej ulicy wiodącej do Nowego Portu. Duże wrażenie robią potężne zabudowanie elektrociepłowni z lewej strony i elementy infrastruktury stoczniowej z prawej strony oraz jednostki pływające nad samą Martwą Wisłą. Po drodze zawsze można nacieszyć oko jakimiś objektami ornitologicznymi
W sobotę pogapiłam się trochę na kaczą rodzinę - mamę o dość nietypowym umaszczeniu z dwoma małymi, które wygrzewały się na małej łaszce na Strzyży, a wczoraj na Martwej Wiśle przypatrywałam się łabędziowi, który pływał z łapą do góry czyniąc toaletę oraz dwóch mewom - rodzicowi i młodemu, które wygrzewały się leżąc na betonowej konstrukcji wystającej z wody